Po Ubudzie pojechalysmy na polnoc Bali, na czarne plaze Loviny. Jest to porzucony przez turystow po zamachach bombowych w 2002 i 2005 roku uroczy zakatek wyspy. Miasteczko jest usiane restauracjami i hotelami, ktore poza scislym centrum swieca pustkami. Mialo to swoje dobre strony bo kazda cene dalo sie zbic przynajmniej o polowe a w promieniu 300 metrow na plazy nie bylo zadnych innych turystow (mieszkalysmy na obrzezach). Nastepnego dnia po przyjezdzie poplynelysmy o swicie ogladac delfiny i snorkowac. Ciezko bylo nam wstac ( wyplywalismy o 5!) poniewaz poprzedniego wieczoru poznawalysmy uraki nocnego zycia Loviny z imprezowymi sasiadami zza sciany:) Warto bylo przecierpiec pobudke bo dopisalo nam szczescie i widzialysmy sporo delfinow, piekny wschod slonca i piekne kolorowe rafy.
Kolejnego dnia wypozyczylysmy skuter, dwa kaski i ruszylysmy przed siebie. Natrafilysmy na jedyna buddyjska swiatynie na Bali i lecznicze gorace zrodla. Utwierdzilysmy sie w przekonaniu, ze jestesmy na bajecznej wyspie.
Kolejnym naszym celem byly wypy Gili u pln-zach wybrzeza Lomboku. Mimo niewielkiej odleglosci, przeprawa zajela nam ponad jeden dzien (ok 100km) i nie nalezala do najprzyjemniejszych. Ogolnie polaczenia miedzy miastami na Bali i Lomboku sa fatalne - komunikacja publiczna jest owiana tajemnica, nikt nigdy nie wiem o ktorej i skad odjedzie bemo (mini bus) i co najwazniejsze, jaka trasa pojedzie. Alternatywa sa wszechobecni prywatni przewoznicy, ktorzy dodatkowo prowadza kampanie dezinformacyjna. Duzo czasu zajmuje walka z nimi o uzyskanie uczciwej ceny. Trudy podrozy wynagrodzil nam iscie rajski widok bialego piasku i turkusowych wod wyspy Gili Meno, na ktorej spedzilysmy pierwsze 3 dni. Zachwycila nas otaczajaca wyspe rafa i ogromne zolwie. Nasza wyspa byla dosc spokojna malo turystyczna, wiec zamienilysmy ja na bardziej popularna sasiadke - Gili Trawangan. Jednak okazalo sie, ze odzwyczailysmy sie od tlumow turystow, wiec musialysmy umilac sobie czas pysznymi drinkami z lokalnym alkoholem - Arakiem i grillowanymi owocami morza. Po dwoch dniach bez zalu (jestesmy strasznie rozpuszczone :) ) opuscilysmy wysepke i wrocilysmy do Sanggigi na Lomboku. Ta malo popularna miejscowosc milo zaskoczyla nas piekna plaza, swietnymi knajpami, przyjaznymi mieszkancami i niskimi cenami. Postanowilysmy zostac tu kilka dni i kontynuowac beztroskie nicnierobienie.
2 komentarze:
Zazdroszczę wam kobitki:P ja spędziłam półtora miesiaca w zimnej Irlandii ehhh
dziekuje Wam za kartke:) zycze dalszych swietnych podrozy i przygod
Kasia S.
No nieźle zlabowane :) Pozdrowienia z robotniczej Ameryki!
Prześlij komentarz