Na kolacje wigilijna wybralismy sie do elegancjkiej restauracji Kiki...o jej slawie moze swiadczyc fakt, ze trudno bylo zarezerwowac tam stolik. Restauracje prowadza Tajwanscy celebryci i co wieczor maja pelne oblozenie. Jedzenie bylo smaczne i porcje spore. Jadlysmy krewetki z groszkiem cukrowym, zamowilysmy tez specjalnosc restauracji-sok sliwkowy i ku naszej niezmiernej uciesze okazal sie smakowac jak nasz kompot z suszu (tyle, ze baaardzo slodki). Taka namiastka wigilijnych smakow:) Oprocz standardowo Agaty i Pawla, tym razem byla z nami dwojka Rosjan: Elena i Igor i Irakijczyk - Bashar:)
Po kolacji poszlismy na przepyszne lody (musze dodac, ze wspaniale odkrycie Marty - specjalistki od slodyczy). Lody same w sobie sa cudowne, ale najlepsze w deserze sa dodatki np. kruszone migdaly, truskawki, ciasteczka, czy czekolada, ktore mieszaja z lodami na oczach klienta, a potem podaja w swiezo upieczonym waflu oblanym czekolada...mmm...pycha, jeszcze mamy zamiar tam pojechac przed wyjazdem:). Szalona obsluga odstawila maly show (filmik we wczesniejszym poscie), potem obsciskala sie ze wszystkimi i rozdala slodycze...
Mielismy pojsc ostatni raz do Roxy 99, tak na pozegnanie, ale okazalo sie, ze w ta srode trzeba zaplacic za wstep, a to juz nie to samo, co 4 darmowe piwka...wszystkim przeszla ochota na clubbing, wiec tradycyjnie udalismy sie w kierunku rzeki przy kampusie, gdzie dolaczylo do nas jeszcze pare osob i tak swietowalismy do 3 nad ranem:)
Zeby nam Agata nie wypominala, przyznajemy sie - to my zepsulysmy Mikolaja...ale to za to, ze w tym roku nie bylo prezentow:(
Bylo i swiateczne sniadanie w Boze Narodzenie...
To byl moj eksperyment...do konca nie wiadomo co to bylo, ale w konsystencji przypominalo ugniecione ziemniaki, w smaku juz nie do konca:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz