sobota, 30 sierpnia 2008

Zdjecia


Cicha, dzika plaza w Padangbai z wielkimi falami:)

Na "finiszu"


Plaza w Senggigi.



Podczas wycieczki do tradycyjnej, gorskiej wioski z naszym malutkim przewodnikiem;)




























Marta - globtrotterka z czerwona torebka w gorach











Plaza w Kucie, Lombok.










Widok na wulkan i czarne piaski Amedu.

Po dluzszej przerwie udalo nam sie znalezc sprawny internet.
W gorach doswiadczylysmy totalnego odludzia i braku cywilizacji (lazienki nie zapewnialy prywatnosci, poniewaz mialysmy otwarta lazienke na swiezym powietrzu i ciekawskie malpy nie przepuscily zadnej okazji do podgladania:)).
Najpierw bylysmy na polnoc od wulkanu Rinjiani, gdzie wszystcy zastanawiali sie nad powodem naszego przyjazdu skoro nie chcialysmy sie wspinac...to nie to, ze nie chcialysmy, ale ta gora byla taaaaka duza (prawie 4000 m.n.p.m. i cztery dni ostrej wspinaczki i 4 noce w temperaturze bliskiej 0 st.C). Ale i tak bylo ciekawie....wystarczylo nam zobaczyc wulkan z daleka, a z bliska wodospady, tradycyjne wioski i malego warana. Spedzilysmy mily wieczor w miedzynarodowym towarzystwie globtrotterow, ktorzy woleli jak my pic ryzowe wino w hotelu, niz zdobywac szczyt z reszta swojej grupy. Po dwoch nocach przenioslysmy sie do innej gorskiej wioski, tym razem na wschodnim zboczu wulkanu. Tam niestety cywilizacyjnie bylo jeszcze gorzej i w jednym z dwoch hoteli w miejscowosci bylysmy jedynymi goscmi, co wzbudzalo sensacje na ulicach. Wieczorem jednak towarzystwo tez dopisalo, tym razem przy herbatce i domino z tubylcami. Postanowilysmy jednak nie kontynuowac dookolagorskiej przygody i wrocic do tego, do czego zostalysmy stworzone, czyli cywilizacji i nadmorskich kurortow. Naszym celem byla Kuta na Lomboku, gdzie szybko przekonalysmy sie, ze z ta cywilizacja to nam nie wyszlo. Jednak wystarczyla nam piekna, dzika i pusta plaza. Po dwoch dniach nie udalo nam sie wywalczyc taniego transportu, by wrocic na Bali. Podzililysmy nasza podroz na kawalki i najpierw udalysmy sie do portowego Padangbai na Bali, gdzie przypadkowo odkrylysmy dzika, malutka plaze z wielkimi falami, ktora dostarczala nam rozrywki przez dwa dni. Nastepnie przemiescilysmy sie na polnoc, by posnorkowac na ponoc piekniejszej niz Wielka Australijsa rafie.
Teraz jestesmy w bardzo turystycznej Kucie, Bali...wczoraj dostalysmy szalu na widok tak duzej liczby bialych i wielorodnosci towarow na polkach sklepowych i doszlusmy do wniosku, ze jednak jestesmy spoleczenstwem konsumpcyjnym. Powoli zegnamy sie z Indonezja, bo juz w poniedzialek wylatujemy do Tajepej. Mimo, ze jestesmy zachwycone Indonezja, nie mozemy sie juz doczekac Tajwanu...

sobota, 16 sierpnia 2008

Ciagle w raju

Lovina o wschodzie slonca, czekamy na pojawienie sie delfinow.
Nasi slodcy adoratorzy:)
Marta i nasza bryka:)


Nasza rajska plaza na Gili Trawangan.
Odpoczynego po intensywnym plazowaniu przy koktajlu ze swiezych owocow.

Po Ubudzie pojechalysmy na polnoc Bali, na czarne plaze Loviny. Jest to porzucony przez turystow po zamachach bombowych w 2002 i 2005 roku uroczy zakatek wyspy. Miasteczko jest usiane restauracjami i hotelami, ktore poza scislym centrum swieca pustkami. Mialo to swoje dobre strony bo kazda cene dalo sie zbic przynajmniej o polowe a w promieniu 300 metrow na plazy nie bylo zadnych innych turystow (mieszkalysmy na obrzezach). Nastepnego dnia po przyjezdzie poplynelysmy o swicie ogladac delfiny i snorkowac. Ciezko bylo nam wstac ( wyplywalismy o 5!) poniewaz poprzedniego wieczoru poznawalysmy uraki nocnego zycia Loviny z imprezowymi sasiadami zza sciany:) Warto bylo przecierpiec pobudke bo dopisalo nam szczescie i widzialysmy sporo delfinow, piekny wschod slonca i piekne kolorowe rafy.
Kolejnego dnia wypozyczylysmy skuter, dwa kaski i ruszylysmy przed siebie. Natrafilysmy na jedyna buddyjska swiatynie na Bali i lecznicze gorace zrodla. Utwierdzilysmy sie w przekonaniu, ze jestesmy na bajecznej wyspie.
Kolejnym naszym celem byly wypy Gili u pln-zach wybrzeza Lomboku. Mimo niewielkiej odleglosci, przeprawa zajela nam ponad jeden dzien (ok 100km) i nie nalezala do najprzyjemniejszych. Ogolnie polaczenia miedzy miastami na Bali i Lomboku sa fatalne - komunikacja publiczna jest owiana tajemnica, nikt nigdy nie wiem o ktorej i skad odjedzie bemo (mini bus) i co najwazniejsze, jaka trasa pojedzie. Alternatywa sa wszechobecni prywatni przewoznicy, ktorzy dodatkowo prowadza kampanie dezinformacyjna. Duzo czasu zajmuje walka z nimi o uzyskanie uczciwej ceny. Trudy podrozy wynagrodzil nam iscie rajski widok bialego piasku i turkusowych wod wyspy Gili Meno, na ktorej spedzilysmy pierwsze 3 dni. Zachwycila nas otaczajaca wyspe rafa i ogromne zolwie. Nasza wyspa byla dosc spokojna malo turystyczna, wiec zamienilysmy ja na bardziej popularna sasiadke - Gili Trawangan. Jednak okazalo sie, ze odzwyczailysmy sie od tlumow turystow, wiec musialysmy umilac sobie czas pysznymi drinkami z lokalnym alkoholem - Arakiem i grillowanymi owocami morza. Po dwoch dniach bez zalu (jestesmy strasznie rozpuszczone :) ) opuscilysmy wysepke i wrocilysmy do Sanggigi na Lomboku. Ta malo popularna miejscowosc milo zaskoczyla nas piekna plaza, swietnymi knajpami, przyjaznymi mieszkancami i niskimi cenami. Postanowilysmy zostac tu kilka dni i kontynuowac beztroskie nicnierobienie.

wtorek, 5 sierpnia 2008

Krol malp w akcji...Kecak Ramayana!
Ania w Malpim Gaju


Wczoraj bylysmy na tradycyjnych indonezyjskich tancach, ktore nas zachwycily swoja magia, kolorami i dzwiekami. Bylo to polaczenie egzotycznego balijskiego Kecaka z jawajskim baletem Ramayana. Niestety zdjecia nie wychodzily zbyt dobrze ze wzgledu na nasze ograniczenia sprzetowe (jedynym swiatlem byla plonaca na srodku sceny pochodnia i flesze innych aparatow).
Dzisiejszy dzien zaczelysmy od pysznego bananowego nalesnika, zrobionego przez Mamme, wlascicielke naszego prawie luksusowego hotelu...Znowu swietnie trafilysmy, bo przed przyjazdem do Ubud nie mialysmy zarezerwowanego pokoju, a transport z Bromo przedluzyl sie do 23.00 i balysmy sie, ze zostaniemy na lodzie...Z nieba spadla nam przebojowa Chinka, mieszkajaca we Francji i malomowny maz Hiszpan, ktorzy w drodze zaoferowali swoja pomoc w ewentualnym szukaniu pokoju po nocach. Gdy przyjechalismy pod ich hotel okazalo sie, ze Mamma zle zrozumiala nasza Chinke i zarezerwowala dwie dwojki, zamiast jednej, a to byly juz ostatnie wolne pokoje:)Gdy wstalysmy rano i wyszlysmy na taras (tak, tak, mamy taras i jacuzi tez)naszym oczom ukazalo sie przepiekne podworko z palmami, posagami i mala swiatynia!
Wracajac do dzisiejszego dnia, po sniadaniu wyruszylysmy do Malpiego Gaju, gdzie malpy rulez. Sciskalysmy mocno nasze torebki i aparaty, bo wyrywaja wszystko, wchodza na glowy i gryza, gdy cos im sie nie spodoba. Ledwo uszlysmy z zyciem, bo przypadkowo znalazlysmy sie w epicentrum malpiej bojki i zrobilo sie naprawde groznie. Stalysmy na koncu sciezki zablokowane z jednej strony przez rzeke, a z drugiej przez walczace stada, a dodatkowo ze wszystkich stron nadbiegaly nastepne rozwscieczone i wrzeszczace malpy.W bezdechu i bezruchu przeczekalysmy, az sytuacja sie uspokoi. Zeby ukoic nerwy wybralysmy sie do SPA. Za jedyne 30 zlotych bylysmy masowane, smarowane i kapane (pierwszy raz od dwoch tygodni mialysmy kontakt z ciepla woda) przez dwie godziny.
Jutro jedziemy juz na polnocne wybrzeze wyspy do Loviny, gdzie czeka na nas czarna plaza i gorace Morze Balijskie.

Zdjec ciag dalszy...Bromo i Ubud










We dwie na szczycie wulkanu po meczacej wpinaczce i zgubieniu bialych kamieni...jak widac szczesliwe...









Dla takiego widoku warto bylo...










A to juz w Malpim Gaju, gdzie malpka bardzo chciala sie z Marta zaprzyjaznic, wskoczyla jej potem na ramie i dopiero pan straznik zmusil ja do zejscia:)

zdjecia

Waran w calej okazalosci:)
Nasza bambusowa chata.

Borobodur

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Zdjecia

Slumsy w centrum Dzakarty. W rzekach jest pelno smieci, wszystko gnije i smierdzi.
Ze studentkami poznanymi w drodze do Bogoru.
Nasze drugie wspolne zdjecie. Na lonie natury w okolicach Bogoru.
Male pagodki w Borobodurze.
Borobodur w prawie calej okazalosci. Pod spodem Prambanan.


Swiatynie Borobodur (buddyjska) i Prambanan (hinduistyczna) wywarly na nas ogromne wrazenie. Niesamowite jest tez to, ze obydwie swiatynie zostaly odbudowane ze stosu kamieni poniewaz budowle byly kompletnie zrujnowane przez zywioly. Na wycieczke pojechalysmy razem z innymi turystami, dzieki czemu zakolegowalysmy sie z dwiema fajnymi Szwajcarkami
. Razem z nimi dojechalysmy az na Bali, po drodze z trudem odnajdujac krater wulkanu Bromo. Wycieczka zaczela sie od zderzenia z lodowatym powietrzem (bylo ok 8 st, a my w krotkich spodenkach, przyzwyczajone do upalu tropikow). Potem bylo juz tylko trudniej. Ekstemum -2 st. w spiworze nie wystarczylo by przespac spokojnie noc. o 3.30 pobudka. Tylko we dwie zaczelysmy wedrowke o 4 w calkowitych ciemnosciach i mgle gestesci smietany. Dostalysmy instrukcje co do trasy i poczatkowo nie mialysmy wiekszych problemow. W pewnym momencie dogonila nas belgijska para z pytaniem czy idziemy na Bromo czy na znacznie bardziej oddalony punkt widokowy. Doszlismy do wniosku , ze jednak idziemy w zlym kierunku. przy zawracaniu napotkalismy nasze nieswiadome niczego Szwajcarki i zgarnelismy je ze soba. Wedlug przewodnika, nalezalo kierowac sie bialymi kamieniami. Poczatkowo byly to wielkie slupy, potem male kamyczky, az zostal tylko piasek. Ale nie poddawalismy sie, szlismy sladem innych stop. Kolejny problem pojawil sie, gdy zniknal rowniez piasek, zostala tylko zastygla lawa. Dodatkowo wschod slonca byl juz bardzo blisko. Ale i tym razem dalismy sobie rade, co chwile przystajac i nasluchujac skad dobiegaja ludzkie glosy. Potarlismy pod szczyt w ostatnim momencie i od oszalamiajacych widikow dzielilo nas juz tylko 250 kamiennych schodow. Odurzeni pieknem wschodzacego slonca i odorem siarki zapomnielismy o zmeczeniu i skostnialych z zimna dloniach. Bylismy z siebie dumni. Nasza szostke nazwalismy Bromo Heroes i przeprowadzilismy sesje zdjeciowa na zdobytym szczycie.
Teraz juz jestesmy w najpiekniejszym miejscu na swiecie (wiadomo, o co chodzi;)). Musimy leciec na tradycyjne balijskie tance wiec zdjecia z Bromo i relacje z przeprawy na Bali zamiescimy w najblizszym czasie.